Lekcja z Kanady

13 maj 2011

Przepiękne, nietknięte ręką melioranta rzeki, nieprzebyte, pełne dzikiej zwierzyny lasy, za których wyłaniają się poszarpane, skaliste szczyty gór to krajobraz Kolumbii Brytyjskiej. Miejsce, które odwiedziliśmy jesienią zeszłego roku. 
    Wraz z przyjacielem, można by rzec „weteranem wędek dwuręcznych”, postanowiliśmy zrobić sobie małą przerwę w łososiach i zamiast tradycyjnie, jak co roku na Półwysep Kolski, ruszyliśmy za ocean. Celem wyprawy było dorzecze rzeki Skeena a naszym przewodnikiem, autor wielu muchowych publikacji w Kanadzie i Stanach, notabene poznany bliżej na rybach w Rosji.
    Przygody związane z pobytem w tym cudownym miejscu i pełne emocji hole steelhead’ów  opisałem w poprzednim artykule. Teraz chciałbym się podzielić dwoma elementami, które mają niebagatelny wpływ na sukces podczas łowów „stalogłowej’’ troci a co więcej można je przenieść na nasze rodzime wody i zastosować na rodzime ryby.

Skagit

  Współczesne wędkarstwo na zachodnim wybrzeżu Ameryki Północnej opiera się na wędkach dwuręcznych. Jednak duże muchy, stosowane na pacyficzne ryby oraz konieczność prowadzenia ich tuż przed pyskami potencjalnej zdobyczy, często przy wysokiej, utrudniającej dalekie brodzenie wodzie, wymusiła w konstrukcji zestawów pewne modyfikacje.
    Skagit, rzeka, która bierze swój początek na terenie Kolumbii Brytyjskiej by następnie płynąć przez znaczną część terytorium Stanu Waszyngton, dała nazwę nowemu typowi głowic. Są one znacznie krótsze za to grubsze i cięższe w zestawieniu ze stosowanymi wcześniej. Skumulowanie dużej masy w każdym calu linki (dwukrotnej w porównanie do niektórych linek spey’owych) pozwoliło łatwo wyrywać z wody duże przynęty, które poprzez przypon są przywiązane do ciężkich szybko tonących tip’ów. Krótka za to ciężka linka nie potrzebuje wielkiej pętli by naładować wędkę, więc wykonywanie dalekich rzutów w ekstremalnie trudnych warunkach, gdy za plecami mamy wysoki bądź zadrzewiony, bliski brzeg, stało się możliwe.
    W sprzedaży istnieją różne typy głowic skagit’owych, które generalnie dzielą się na te stanowiące jednolitą część z runningline’m oraz takie, które z nim łączymy. Jeśli jesteśmy posiadaczami jednego kołowrotka, którego używamy do kilku wędek o innych parametrach, bardziej praktycznym rozwiązaniem okaże się łączenie głowic z running’iem.
    Dobór odpowiedniej linki do naszej wędki nie jest taką prostą sprawą. Najlepiej, jeśli mielibyśmy możliwość wypróbować kilka i wybrać tę idealną. Jednak w Polsce jeszcze długo większość z nas nie będzie miała takich możliwości ze względu na ciągle małą popularność wędek dwuręcznych i jeszcze mniejszą głowic skagit’owych. Pionierom pozostają rekomendacje wykonane dla większości wędek obecnych na rynku przez firmę Rio, dostępne na ich stronie pod adresem: www.rioproducts.com. Dla każdej z wędek rekomendowane są dwie głowice, lżejsza dla bardziej doświadczonych wędkarzy i cięższa (zwykle o 50 grains’ów) dla tych mniej. Ta druga jest także odpowiedniejsza, gdy chcemy łowić na duże muchy.
    Dobierając skagit’ową linkę nie sumujemy jej ciężaru z ciężarem tip’ów, ponieważ ten podczas ładowania wędki nie jest częścią pętli, nie obciąża głowicy.
    Linka skagit’owa nie istnieje bez wymiennych końcówek, które umożliwiają obławianie wody na dowolnej głębokości. To część dobrodziejstwa tego rozwiązania. Posiadacz jednej linki jest wstanie zaprezentować muchę na dowolnej głębokości, nawet przy bystrym nurcie. Wszystko dzięki tip’om, które możemy dzielić ze względu na ich szybkość opadania jak i długość. Rozróżniamy te o równomiernym obciążeniu oraz takie, których pływalność (a raczej szybkość tonięcia) jest inna na poszczególnych odcinkach.
    Niektóre firmy sprzedają głowice wraz z kompletem tip’ów, jednak popularniejszym rozwiązaniem jest kompletowanie ich samodzielnie. Przyznam, że by połapać się w oznaczeniach, trzeba przedrzeć się przez istną dżunglę. Każda firma ma własny system i według niego je opisuje. Są to: szybkość tonięcia w calach na sekundę (ips), ciężar wyrażany w grains’ach  dla piętnasto-stopowych odcinków lub waga jednostopowego odcinka również wyrażana w grain’sach. Nie wyczerpałem wszystkich możliwości, decydując się na tipy konkretnej firmy trzeba zapoznać się z używaną przez nią nomenklaturą.

 

    Tonące końcówki są także dostępne w długich 30sto stopowych sekcjach. Można je pociąć np. na trzy części: 15ft, 10ft i 5ft i zależnie od wielkości oraz głębokości rynny (bądź innego fragmentu wody, którą chcemy obławiać), dobieramy stosowną. Pamiętajmy przy tym, że zbyt krótki lub za długi zestaw może odbić się, na jakości rzutów.
    Warto dodać, że w sprzedaży są także pływające końcówki (tip’y), których posiadanie sprawi, że używana przez nas skagit,owa głowica, będzie tą jedyną dobrą na wszystkie okazje.
    Nie wszystkie końcówki są wyraźnie oznakowane, dlatego warto opracować sobie jakiś system, który pozwoli nam się nie pogubić i odróżniać nad wodą jedne od drugich. Mogą to być np. opisane plastikowe woreczki, w których będziemy je przechowywać.
    Konstruując własny skład należy ustalić odpowiedni stosunek długości wędki do długości głowicy (połączonej z tip’em) . Zwykle jest to 3:1 czasem 4:1. Czyli prawidłowy zestaw dla wędki 12ft powinien mierzyć 36ft. Zatem możemy użyć głowicy o długości 27ft w zestawieniu z 10cio-stopowym tip’em lub głowicy o długości 22ft i 15sto-stopowego tip’a. Nasz zestaw będzie miał 37 stóp, jedna stopa za dużo nie powinna robić różnicy. Inaczej rzecz się ma, gdy dysponujemy 14sto-stopowym kijem, 27mio-stopową głowicą i 10cio-stopowym tip’em. Taki zestaw będzie za krótki o 5ft. Wtedy pomiędzy głowicą a tip’em montujemy 5cio-stopowy cheater (ang. oszust) i osiągamy idealną długość 42óch stóp.
    Uważam, że skagit to idealne rozwiązanie na nasze pomorskie rzeki. Mniejsza pętla, jaką wymaga od nas linka by załadować wędkę, umożliwi nam dostęp do miejsc, które do tej pory musieliśmy omijać. Nie tylko trocie powinny się bać. Będąc niegdyś w Mongolii łowiłem taimienie na duże 20sto-centymetrowe muchy. Jestem przekonany, że takie muchy są także tymi odpowiednimi na głowacice, kryjące się jamach Sanu, Popradu czy Dunajca. Zaś skagitowa linka umożliwi ich łatwe podanie i prowadzenie.
    Na zakończenie tego wątku warto wspomnieć, że większość producentów wędek dwuręcznych wprowadziło modele zaprojektowane specjalnie pod głowice skagit’owe. Charakteryzują sie one większą refleksyjnością w porównaniu z tymi stosowanymi do underheand’u. Dobra, markowa wędka wprawdzie powinna wytrzymać przeciążenia, jakim zostanie poddana podczas wyrywania ciężkiego tip,a, niemniej kije przeznaczone do linek skagit’owych są zaprojektowane by maksymalizować synergię między linką a wędką i minimalizować ryzyko uszkodzeń.


Rhea

Wędkując w Kolumbii Brytyjskiej zetknąłem się z nowym dla mnie i zapewne dla wielu czytelników materiałem, z którego wykonaliśmy sztuczne muchy na steelhead'y. Były to promienie piór południowo-amerykańskiego strusia nandu. Istnieją dwa podgatunki tego ptaka, nandu szare (Rhea americana) zamieszkujące nizinne stepy kontynentu oraz nieco mniejsze, nandu plamiaste (Rhea pennata) występujący na łąkach płaskowyżu andyjskiego. Dla muszkarza jednak ważne jest to, iż pióra tych obu strusi są doskonałym materiałem, z którego można wykonać wiele interesujących wzorów much.
    Świat poznał je szerzej w 2002gim roku, gdy Paul Miller na łamach kultowego już magazynu Art of Angling Journal podzielił się z czytelnikami swoim odkryciem. (Notabene, artykuł był min. ilustrowany zdjęciami wykonanymi przez Jaap’a Kalkman’a, naszego przewodnika w Kolumbii) Nazwał je Rhea Super Spay, gdyż nadawał się doskonale do wykonywanie tego typu przynęt.
    Co takiego w sobie ma nandu, że wędkarze na zachodnim wybrzeżu Kanady i Stanów dosłownie zwariowali na jego punkcie? Obecnie, pośród tych, którzy bardzo na serio traktują swoje wędkarstwo a w szczególności polowanie na steelhead’y, ciężko doszukać się w ich pudełkach wabików wykonanych z innego materiału. No, może znajdziemy tam jeszcze kilka ślajzurków.
    Rhea znakomicie pracuje w wodzie, podczas prowadzenia delikatnie, aczkolwiek dynamicznie faluje. To nie jedyna jej zaleta. W porównaniu z promieniami piór strusia afrykańskiego lub australijskiego emu jest nieporównywalnie bardziej wytrzymała. Ponadto daje się farbować na wszelkie możliwe kolory.
    Łowcy pacyficznych ryb kręcą z tego materiału głównie wiele wariantów much typu intruder. Dokładne recepty bez problemy znajdziecie w Internecie, jednak nadmienię, że te wabiki warto kręcić na trzonkach typu waddington. W początkowym etapie wykonywania przynęty do waddington’a przywiązujemy pętle zrobioną z nylonowego running line, do której, przed łowieniem mocujemy karpiowy haczyk. Takie połączenie haka elastycznym przegubem z przynętą, ogranicza do minimum utratę ryby podczas holu. Warto ten patent zastosować także podczas modernizacji naszych strimerów.
     Pióra nandu zdobyły także uznanie pośród wędkarzy łowiących w morzu. Z promieni zabarwionych na różowo wykonuje się wiele wariantów shrimp’ów. Niektórzy twierdzą, że żaden materiał nie oddaje lepiej ruchów uciekającej krewetki.
    Osobiście nie mogę się doczekać, gdy zaprezentuje muchy wykonane z rhea naszym trociom. Szczególnie myślę o muszkach tubowych, np. wille gun. Wykonam także trochę intruder’ów w bardziej stonowanych kolorach z myślą o podhalańskiej królowej.


Maciej Król

Artykuł ukazał się w numerze 2/2011 magazynu "Sztuka Łowienia na sztuczną muchę"